A jednak Warszawa - mimo że powitała mnie arktycznym chłodem - okazała się ciepłym miastem. Na polku (no bo nie na dworze - tak bardzo jeszcze się nie z-warszawiłam!) przyjemne 22 stopnie, ja siedzę jeszcze z jedyną rzeczą, która pozostała po wpakowaniu dobytku do Peżocika - lapkiem, który jak wiadomo - goes wherever I go. Czekam aż moje ciemno-blond włosy wyschną (no bo oczywiście suszarka znajduje się gdzieś w obrębie moich czterech kółek) i ruszam w ostatni objazd po Warszawie - do kochanej kuzynki, której zawiozę muffinki <3. Potem już prosto na Podkarpacie.
Czy łatwo jest podsumować stolicowe perypetie? Gdzieś tak w środku czuję, że jest to mission impossible. Wystarczy powiedzieć, że kończę w wielkim stylu - starając się wytrzeźwieć na tyle, żeby być w stanie zasiąść za sterami mego poczciwego Peżocika. Dziękuje Warszawie za każdą chwilę, którą tu spędziłam. Mówię good and bye. Jeszcze pewnie się zobaczymy, może w innym wydaniu. Nie ma co żegnać się na zawsze. Teraz wiem, że będę lubiła tu wracać. Kolejne fajne miejsce na mapie z bandą pozytywnych ludzi, którzy wiedzą co to gruby melanż <3
Na koniec zaserwowałam warszawiakom szczyptę własnej twórczości: całkowicie własnoręcznie wymyślone proporcjowo muffinki, których udało mi się nie zepsuć! Jej! *^^*
Po lewej: muffin cynamonowo-jabłkowy. Po prawej: budyniowy <3 |
2 szklanki mąki
1/2 szklanki cukru pudru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
To co mokre:
1 szklanka mleka
1/2 szklanki oleju
Jajko (najlepiej od szczęśliwej kury)
1. Cynamonowo-jabłkowe
Cynamon
Mus jabłkowy (homemade bez cukru!)
Cukier trzcinowy! (ten aromat.... mmmm!)
2. Budyniowe
Budyń waniliowy z cukrem ugotowany na szklance mleka (czyli na połowie zalecanego na opakowaniu płynu!)
Zasada prosta: to co mokre + to co suche, papilotki (tutaj jeszcze w klimacie euro, bo z piłkami!), łyżka ciasta, dodatek (3 łyżeczki budyniu lub musu), na to znowu ciasto, piekarnik na 180 stopni pana Celsjusza i 20 minut. Voila!
ps. Nie wiem jak wy, ale dla mnie perfekcyjną szklanką jest "słoiczek" po najmniejszej Nutelli - też ją lubicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz