piątek, 4 marca 2011

Czupa powraca po francusku

Zapuszczenie trzeci stopień zaawansowania!
Wszystko pędzi ultra błyskawicznie, dopiero co wróciłam z France ale garfą olala a tutaj już 4 marzec! Szok!
W tym czasie zdążyłam już pojawić się na praktykach (o tak, marzec miesiącem ciężkiej pracy), poumawiać się na kolację z nieznanymi ludźmi płci męskiej (to jutro!), posiedzieć chwilę w domku i poodwiedzać rodzinkę (która nadal nazywa mnie dzieckiem Oświęcimia), odwiedzić panią doktor co stwierdziła, że mam kamyki i te kamyki są zUe i że woreczek się nadaje na recykling. I dobrze, niech idzie w siną dal jeśli nagrodą będzie możliwość jedzenia czego mi się chce (jak na razie nie mogę jeść smażeniny, orzechów, cebuli, pączków, faworków, ciasta francuskiego i innych ciężko-tłustych rzeczy). Nie to żebym była wielką fanką, ale fakt, że muszę się pilnować sprawia że muzgowo się denerwuje i protestuje. O nie, tak nie będziemy panie woreczku pogrywać!
Jeśli zaś chodzi o francuskie góry – no o ja cię kręcę w obie ręce. Wyjazd studencki czyli alko+narty+snowboard+imprezy+niesamowite towarzystwo. Mix idealny, taki Sex on the Beach wśród drinków. Czegośmy nie robili! Zjazd na byle czym (worki, koce, garnki, mopy... wszystko co w łapy dorwałyśmy), kąpanie na otwartym basenie (a tam żadnych źródeł ciepłych nie było ^^), jednodniowy pobyt w kultowym Risoul, skok na poduchę i zawody narciarskie (to ja na obydwóch zdjęciach!)jedzenie szpinakowych ślimaków i wygłupy do samego rana
Psychicznie odpoczęłam i może dlatego nie miałam potrzeby skrobania. Nic to, kiedy przyjdzie czas wymodzę coś ciekawego ;) na razie tymczasem zostawiam ze zdjęciami.
Bisous!